Małżonkowie doczekali się dwóch synów: 36-letniego Tymoteusza i 26-letniego Tytusa. Jednak kilka miesięcy temu 58-letni Krzysztof Skiba ujawnił, że rozstał się z żoną i związał się
Brak miłości w dzieciństwie – wpływ na dalsze życieNieumiejętność wyrażania miłości względem własnych dzieci sprawia, że te w przyszłości muszą borykać się z szeregiem emocjonalnych niedoborów i jest wielce prawdopodobne, że nie będą one w stanie wykształcić w sobie uczucia jest życiową energią, która porusza cały świat. W rzeczywistości rodzimy się i żyjemy po to, aby kochać i czuć, że jesteśmy kochani. Niestety wielu z nas od najmłodszych lat boryka się z odrzuceniem i emocjonalną pustką w najbliższej rodzinie. Brak miłości w dzieciństwie bywa przyczyną poważnych problemów na dalszych etapach życia społeczne zakłada otoczenie troską i miłością małego człowieka, który właśnie pojawił się w rodzinie. Chociaż niemowlę nie potrafi jeszcze mówić ani chodzić, ma ono bardzo wysokie wymagania wobec swoich rodziców – potrzebuje miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa…Światem dziecka jest jego najbliższa rodzina, czyli rodzice i rodzeństwo. To właśnie od nich oczekuje ono uwagi i miłości. Niestety w wielu przypadkach rzeczywistość bywa zupełnie inna. Mnóstwo dzieci boryka się z problemami, które w jego dorosłym życiu mogą rozbrzmieć potężnym echem. Brak miłości w dzieciństwie może zaważyć na całym przyszłym życiu miłości podczas najmłodszych lat życia wyraźnie odbija się na zdrowiu emocjonalnym i życiu uczuciowym dorastającego człowieka. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie relacji społecznych, związków uczuciowych i poczucia własnej cię do lektury niniejszego artykułu. Dowiesz się z niego, w jaki sposób brak miłości w dzieciństwie wpływa na nasze dorosłe życie. Obecnie jest to poważny problem społeczny, który dotyczy nie tylko rodzin z problemami, ale także domów o wysokim statusie miłości w dzieciństwie i jego konsekwencjeBrak miłości w dzieciństwie może stać się źródłem niewyobrażalnych problemów emocjonalno-uczuciowych w dorosłym życiu. Poznaj najczęstsze konsekwencje, jakie niesie ze sobą nieumiejętność okazywania uczuć przez Obojętność na cierpienie innych i apatiaZdaniem specjalistów obojętność na cierpienie innych ludzi beż wątpienia jest konsekwencją braku miłości w dzieciństwie. Generalnie dzieci pozbawione miłości w pierwszych latach życia, stopniowo zaczynają przejawiać obojętność wobec innych ludzi. Mają problem z wczuwaniem się w rolę innych ani nie potrafią zinterpretować cudzych które nie były kochane w dzieciństwie charakteryzują się głęboko zakorzenioną w psychice apatią. Problem ten negatywnie wpływa nie tylko na relacje z najbliższą rodziną, lecz na całe życie społeczne z ich problemów jest bez wątpienia wynikiem głębokiego braku zainteresowania ze strony rodziców oraz ich bierności w wychowaniu na poziomie emocjonalno-uczuciowym. Z tej bierności i obojętności bierze się apatia i nieumiejętność nawiązania poprawnych relacji którym brakowało w dzieciństwie miłości ze strony rodziców lub z jakiegokolwiek powodu zostali jej pozbawieni, dziś zasilają szeregi tak zwanego pokolenia obojętnego na ludzkie nieszczęście. Co więcej, nie potrafią oni swobodnie wyrażać swoich uczuć, więc tłumią je tak bardzo, iż padają ofiarą wielu zaburzeń na tle psychologicznym bądź Brak miłości w dzieciństwie to nieumiejętność nawiązywania więzów społecznych i wyrażania uczućBrak miłości w dzieciństwie jest początkiem łańcucha pokoleń z poważnymi problemami emocjonalno-psychicznymi. Osoby, które nie wiedzą co to matczyna czy ojcowska miłość, w dorosłym wieku również nie będą w stanie przekazać swojemu potomstwu prawdziwej rodzicielskiej miłości. Znajdujemy się więc w obliczu błędnego koła, z którego wyjście może nam umożliwić tylko dobra kuracja pod okiem wykwalifikowanego specjalisty. Miłość w dzieciństwie jest swoistym silnikiem rozwoju młodego człowieka. Przekazywane przez rodziców uczucia i emocje uczą nas wierności i stają się odbiciem naszej autentyczności. Co więcej, wzmacniają poczucie własnej wartości dziecka oraz stymulują go do prawidłowego rozwoju intelektualnego i emocjonalnego. Altruizm to cecha, którą istoty ludzkie rozwijają od najmłodszych lat. Jego intensywność zależy od jakości miłości, jaką otrzymaliśmy w domu rodzinnym w pierwszych latach życia. Skąd się bierze miłość rodzicielska?Miłość rodzicielska, zwłaszcza matczyna, jest wynikiem najbardziej podstawowych instynktów istoty ludzkiej. Co więcej, można by nawet powiedzieć, że stanowi ona jeden z najsilniejszych fundamentów istoty człowieczeństwa, reprezentujący uniwersalność, gwarancję pokoju i braterskiej miłości w dzieciństwie, zwłaszcza w pierwszych latach życia, sprawia, że dorastający człowiek z trudem rozwija w sobie pokłady empatii. W wielu przypadkach nie jest w stanie rozwinąć nawet jej rzeczywistości każda niezaspokojona w dzieciństwie potrzeba może odbić się poważnymi konsekwencjami w dorosłym życiu. Obserwując społeczeństwo i ludzi z najbliższego otoczenia, szybko zdamy sobie sprawę z tego, że wielu z nas żyje w cieniu ogromnej urazy i niechęci do ludzi. Sprawia ona, że potrafimy niewzruszenie potrzeć na cierpienie rzecz ujmując, osoby, które nie były darzone miłością w dzieciństwie, w dorosłym życiu podświadomie oczekują, że ich podstawowe potrzeby bycia kochanym w końcu zostaną typu oczekiwania niestety generują poważne konsekwencje w codziennym zachowaniu człowieka. Oczekując miłości, sam nie jest w stanie ani jej dać, ani jej wyrazić. Błędne koło trwa i rzeczywiście trudno jest się z niego rodzicielskiej miłościUmiejętność okazywania miłości własnym dzieciom to bardzo ważna i niezwykle istotna kwestia w wychowaniu człowieka. Pamiętajmy, że „uczłowieczenie” odbywa się właśnie za pomocą miłości, szacunku oraz wzajemnego które nie jest kochane przez swoich rodziców, w rzeczywistości jest wychowywane w emocjonalnej próżni. Prędzej czy później skutki takiego modelu wychowania znajdą ujście w agresywnym zachowaniu dziecka na kolejnych etapach życia oraz w nieumiejętności okazywania uczuć ani zainteresowania problemami innych miłości w dzieciństwie, zwłaszcza na początkowym etapie życia, może mieć konsekwencje, które będą się ciągnęły przez następne pokolenia. Rodzice, którzy nie potrafią obdarzyć swoich pociech miłością, świadomie bądź nieświadomie przekazują tę cechę na ktoś, kto nie otrzymał miłości w dzieciństwie jest w stanie okazywać uczucia i emocje swojemu własnemu potomstwu? Brak zainteresowania drugim człowiekiem może okazać się w przyszłości śmiertelną bronią dla całej zakończenieProblem polega na tym, że mimo świadomości istoty miłości rodzicielskiej w wychowaniu człowieka, nadal istnieje wiele przypadków – zwłaszcza w rodzinach żyjących na bardzo wysokim poziomie ekonomicznym – w których rodzice nie chcą bądź nie potrafią okazywać uczuć swoim pociechom. Prowadzi to do powstania wielkiej pustki afektywnej u obydwu jaką otaczamy dziecko już od momentu jego narodzin, ma niewyobrażalną moc. To w wielkiej mierze od niej zależy rozwój przyszłych kompetencji altruistycznych, empatii i umiejętności obdarzania uczuciami innych chcesz, by twoje dziecko mogło w dorosłym życiu żyć normalnie – bez emocjonalnej i uczuciowej pustki – daj mu miłość, na którą zasługuje i której bardzo potrzebuje. Przekonaj się sam, że i tobie wyjdzie to na może Cię zainteresować ...
Żywa nadzieja chroni przed egoizmem i prowadzi do szczęścia miłości. 1819Nadzieja chrześcijańska podejmuje i wypełnia nadzieję narodu wybranego, mającą swoje źródło i wzór w nadziei Abrahama, który w Izaaku został napełniony obietnicami Boga i oczyszczony przez próbę ofiary 69. "On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że
Po co nam dzisiaj celibat? Współczesne zainteresowanie mediów celibatem bywa dwuznaczne. Koncentrują się one przede wszystkim na trudnościach i nadużyciach w tej sferze. Nie interesuje ich natomiast teologiczny sens bezżenności dla królestwa niebieskiego. Pojedyncze przypadki zdrady i sprzeniewierzenia się idei celibatu bywają uogólniane, a to rzuca cień na wszystkich księży. Takiego podejścia do problemu nie należy jednak traktować jako prześladowania Kościoła, ale raczej jako trudne wyzwanie do poszukiwania pełniejszego sensu celibatu i wierniejszego zachowywania go. Kiedy na pierwsze strony gazet trafiają przypadki nadużyć seksualnych księży, cała lokalna wspólnota Kościoła winna stawiać sobie pytanie o odpowiedzialność osobistą i wspólnotową za zaistniałe fakty. Powtarzające się wypadki nadużyć nie są jedynie przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale pewną wypadkową osobistej nieodpowiedzialności pojedynczych osób i koleżeńskiej tolerancji dla dwuznacznych zachowań moralnych. Jakie warunki powinny zostać spełnione, aby prawo celibatu było szansą? Po pierwsze celibat winien być przyjmowany z motywów nadprzyrodzonych, jako powołanie do naśladowania Jezusa w Jego bezkompromisowym powierzeniu się Ojcu i służbie ludziom. To miłość do Chrystusa Pasterza, i tylko ona, może nadać sens celibatowi. Miłości do Pasterza nie da się zastąpić, choćby i w nadmiarze, miłością do wiernych. My sami bowiem jesteśmy tylko barankami Jezusa, a nasza „władza pasterska” jest uczestnictwem w Jezusowym pasterzowaniu. Kiedy kapłan nie jest zanurzony w miłości Jezusa, jego „pasienie dusz” jest naznaczone grzechem. To właśnie do nas, duchownych, Jezus kieruje słowa: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec (J 10, 1-2). Chrystus jest Pasterzem, ponieważ wszedł do owczarni przez bramę, jaką było całkowite powierzenie się Ojcu. To właśnie posłuszeństwo woli Ojca aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej, uczyniło Go naszym Pasterzem. Odkupiwszy nasze grzechy otworzył nam drogę do Ojca i prowadzi nas do Niego (por. Flp 2, 8). W celibacie kapłańskim głębia nadprzyrodzonej miłości wyraża się w oddaniu Jezusowi także tego, do czego z natury rzeczy mężczyzna ma prawo. Jezus pragnie, aby nasza miłość do Niego urzeczywistniała się we wspólnocie Kościoła i przez Kościół. On sam uczynił Kościół swoim Mistycznym Ciałem. Oddzielanie miłości do Jezusa od miłości do Kościoła jest znakiem braku rozumienia, czym naprawdę jest nadprzyrodzona miłość. Kapłan, chcąc być wierny Jezusowi, winien uznać w duchu wiary, że Kościół ma prawo związać kapłaństwo z bezżennością dla królestwa, do której zaprasza Ewangelia (por. Mt 19, 12). Wewnętrzny opór i podważanie celibatu kapłańskiego tylko dlatego, że jest on ustanowiony przez Kościół, stawia pod znakiem zapytania zarówno autentyczność miłości do Chrystusa, jak też samo powołanie kapłańskie. Nie ma kapłaństwa Chrystusowego bez Kościoła i poza Kościołem. Chrystus powołując nas do służby w ramach wspólnoty Kościoła, czyni nas jego sługami i oddaje nas pod jego władzę. Apostolskie i duszpasterskie motywy celibatu, choć ważne, posiadają drugorzędne znaczenie. Nie mogą być one wysuwane jako pierwszorzędny argument za podtrzymaniem praktyki celibatu. Próba wykazania, że to właśnie bezżenność księży gwarantuje wysoki poziom duszpasterstwa w Kościele katolickim, jest chybiona. Kapłańska postawa oraz duszpasterskie zaangażowanie naszych żonatych współbraci greckokatolickich czy też prawosławnych przeczy takiemu twierdzeniu. Jest wielu kapłanów posiadających własne rodziny, którzy są gorliwymi duszpasterzami, a z drugiej strony bywają księża celibatariusze, tak katolicy, jak i prawosławni, dla których bezżenność staje się jedynie okazją do poświęcania sobie więcej czasu. To nie praktyka celibatu decyduje o wysokim poziomie duszpasterstwa, ale wierność i oddanie Jezusowi. W Kościele katolickim wierność i oddanie Chrystusowi wyraża się także w wierności celibatowi. Większa wolność w relacjach międzyludzkich, brak troski o rodzinę i jej materialny byt, pełniejsza dyspozycyjność w służbie Kościołowi – choć są to niewątpliwie ważne atuty celibatu kapłańskiego, to jednak nie są one ani jedyne, ani też najważniejsze. By celibat stał się szansą, konieczny jest także odpowiedni stopień dojrzałości emocjonalnej oraz zaangażowanie we własny rozwój ludzki i duchowy. To dzięki osobistej dojrzałości ksiądz, posiadający te same potrzeby i pragnienia, co każdy inny mężczyzna, będzie w stanie wewnętrznie zintegrować braki związane z celibatem: brak miłości do kobiety, brak domowego ogniska oraz potomstwa. Celibat, rozumiany wyłącznie jako bezżenność, jest tylko brakiem. Ów brak w życiu kapłana ma pozostać „niezamieszkaną przestrzenią”, pustynią, samotnością serca. To właśnie owa pustynia, samotność staje się dla kapłana miejscem szczególnego spotkania z Bogiem. A ponieważ miejsce spotkania jest trudniejsze i bardziej bolesne, stąd też spotkanie ma szansę stać się głębsze, bardziej intymne. I choć twórcze zainteresowania, tak ważne dla mężczyzny, satysfakcja z pracy duszpasterskiej, głębokie przyjaźnie tak z mężczyznami, jak i kobietami stają się ogromną pomocą w zachowaniu celibatu, to jednak nie są one w stanie wypełnić „braków”, jakie powoduje celibat. Zachowanie celibatu wymaga wielkiej czujności, by „pustynia” – samotność serca nie stała się złomowiskiem, wysypiskiem śmieci. Kiedy bowiem brakuje nadprzyrodzonej motywacji, dzięki której ksiądz staje się zdolny z pogodą ducha znosić braki związane z celibatem, wówczas, jak każdy inny samotny mężczyzna, kuszony jest do sięgania po to, co mogłoby zapełnić wewnętrzną pustkę. I tak szukanie władzy, niezdrowa rywalizacja, zabieganie o uznanie, gromadzenie rzeczy, doznania zmysłowe, dwuznaczne relacje emocjonalne, zainteresowania erotyczne itp. mogą stać się kompensacją, formą pocieszenia po stracie, jaką jest wyrzeczenie się miłości do kobiety i rodzicielstwa. W powieści Krąg Pierwszy opowiadającej o sowieckich łagrach Aleksander Sołżenicyn zamieszcza rozmowę między młodym dwudziestokilkuletnim więźniem Ruśką Doroninem a jego starszym i bardziej doświadczonym kolegą więziennym Glebem Nierżynem: „A czegóż to nas właściwie pozbawiono? – pyta Ruśka w nocnej rozmowie z Glebem. – [...] Jedyne, co nam Pachan mógł zrobić złego – to pozbawić nas kobiet. I to właśnie zrobił. Na dwadzieścia pięć lat. Kto sobie może wyobrazić – walnął pięścią w pierś – czym jest kobieta dla więźnia?!”. Nierżyn odpowiedział przyjacielowi: „Ty... ty uważaj, żebyś nie zwariował! [...] Porzuć te myśli, zaćmią ci rozum. Wpędzą we freudowski kompleks czy simpleks, albo jak tam to diabelstwo się zowie. I w ogóle – sublimacja. Przenieś całą tę energię w inne regiony. Zabierz się do filozofii i nie trzeba ci będzie ani chleba, ani wody, ani ciepła kobiety”. Istotnie – jak twierdzi Sołżenicyn – człowiek pozbawiony miłości traci rozum, wariuje: młody i stary, biedny i bogaty, analfabeta i wykształcony. Wariuje dosłownie lub w przenośni. Egoistyczne życie wyłącznie dla siebie, pełne krzywdy wyrządzonej innym, jest przecież swoistą utratą rozumu. Swoistym obłędem. „Zabieranie się do filozofii”, o którym mówi Nierżyn, to odkrywanie najgłębszego wymiaru ludzkiego życia – życia duchowego. To dzięki niemu możemy przyjąć jakikolwiek brak, na który decydujemy się dobrowolnie lub też na który skazuje nas los. Nie tylko księża żyjący w celibacie stają dzisiaj wobec wielkiego wyzwania. Stają przed nim także małżonkowie. Ich małżeńska więź staje się dzisiaj coraz bardziej krucha. Celibat kapłański pozostaje więc i dla nich ważnym świadectwem, że możemy pozostać wierni sobie, Panu Bogu i tym, których kochamy, jeżeli „zabierzemy się do filozofii”.
Historia Ewy ukazuje jak bardzo miłość może być ślepa, a życie dalekie od ideału. Choć idealne, na pozór, życie wiedzie bohaterka to tylko zmyłka. Jej życie w końcu wywraca się do góry nogami przez ukochanego męża. Choć na początku nie dopuszcza do tego swojej świadomości będzie musiała działać wbrew sercu.
„Mam 20 lat. Moje życie rodzinne nigdy nie było idealne. Kłótnie, brak miłości i ojczym, który poniżał mnie na każdym kroku, niereagująca mama i problemy finansowe. Nie przelewało się nam a mama obwiniała mnie za to jak żyjemy. Nie byłam osobą bardzo wierzącą, tym bardziej byłam podatna na nieczyste myśli i uległam głosom, które mi podpowiadały, ze ciało może mi pomoc wydostać się z problemów. Zamieściłam ogłoszenie o sprzedaży dziewictwa. Nie miałam chłopaka, ani nigdy nie obcowałam z nikim. Stwierdziłam, ze to nie jest takie złe wyjście. Brak wiary w życiu, modlitwy i praktyki chrześcijańskiej utwierdzał mnie w tym, ze to jest właściwe. Spotkałam na swojej drodze Anioła, nazywam go Tatą, którego nigdy nie miałam. Dzięki temu, ze ogłoszenie trafiło we właściwe ręce zostałam uchroniona od zła, nieczystości i odwrócenia się od Boga. Ludzie z fundacji naprowadzali mnie na dobra drogę i pokazali, ze jestem coś warta i ze mogę poradzić sobie z ich pomocą i stanąć w końcu na nogi. Modlitwa jest nieodłączna częścią mojego życia, gdyby nie Bóg nigdy nie mojej drodze nie pojawiłby się człowiek, który wziął mnie pod swoją opiekę. Fundacja pomaga mi się kształcić i żyć normalnie. Jestem wdzięczna z całego serca i proszę jeśli którakolwiek z was ma problemy, nie radzi sobie, jest wykorzystywana … Zgłoście się, to nic nie kosztuje , co więcej otwiera drzwi na nowe życie. Na życie w zgodzie ze sobą i Bogiem. To wspaniałe, ze organizacje tego typu powstają i ze są ludzie, którzy pomagają. Szczere intencje i dobre serca to wystarczające żeby odmieniać ludzkie życie.” Tak właśnie działa Bóg przez innych ludzi, którzy podejmuję decyzję aby pomagać innym , zresztą sam Jezus stawia jakby warunek, cały czas nawołuje do pomagania drugiemu. Finansowo można , ale najlepiej jest spotkać się twarzą w twarz z kimś kto ma gorzej, kto nie ma się czym odwdzięczyć , to jest szczęście. Szczęście to pomaganie – pomaganie to miłość, Miłość to Jezus , do którego nas prowadzi Maryja Matka Nasza. Zacznij działać , włącz się w jakieś dzieło , ale tak realnie, bez marudzenia, po prostu wstań, zadzwoń, wyjdź do drugiego człowieka, może do fundacji, organizacji społecznej, katolickiej, tam znajdziesz ludzi, którzy wskażą ci drogę jak pomagać , pomogą w działaniu i wytrwałości. Korzyść będziesz miał z tego taką, że poczujesz się wreszcie szczęśliwym, a Jezus zapisze ci to w twoim zeszycie w Niebie. Maryja doda ci sił, na wędrówkę w pomaganiu do, która zawiedzie cię wprost do Nieba bram. źródło:
Nawiązując do powyższych argumentów, jestem zdania, iż budowa przyszłości bez miłości jest ewidentnie niemożliwa. Przyszłość, czy wspólna egzystencja dwojga ludzi jest możliwa jedynie wtedy, kiedy łączy ich prawdziwe uczucie, które daje bardzo wiele możliwości, stawiając jednak pewne wymagania. Prawdziwa miłość jest
Mężczyźni łatwiej niż kobiety potrafią opętanie miłością zamienić na obsesyjne zajmowanie się sportem, zbieractwem, polityką. Albo idą na zatracenie. Grecy nazywali ją theia mania – boską obsesją. To miłość jak choroba psychiczna, jak opętanie. Najmniejsza oznaka nieprzychylności ze strony ukochanej osoby niesie lęk i ból. Najmniejsza serdeczność przynosi ulgę. Pragnienie miłości, której chciałoby się doznać, jest niemożliwe do nasycenia. Joannę poznała z Markiem jej siostra Ada na dyskotece. Marek nosił się trochę z osobna. Nie był specjalnie towarzyski, ale nawet zupełne odludki nie odpuszczą dyskoteki. To jakby odpust taneczny, miejsce spotkań, początek planów matrymonialnych. Kto żyw, do miasta już nie wyjeżdża. W Hannie koło Włodawy też można żyć. Niedaleko przejście graniczne z Białorusią, piękna okolica nadająca się dla turystów. A żeby zarobić parę groszy, kto tylko może, rusza na saksy: do Niemiec, Włoch, gdzie się da. Przypadli sobie do gustu. Marek wysoki, Joanna zgrabna z dużymi, pięknymi oczyma. Powiedziała mu, że ma jeszcze dwa lata nauki w technikum rolniczym, a potem chce iść do pracy. A on, że zostawił naukę w szkole zawodowej, bo ojciec zachorował na niedokrwistość nóg, a matka ma chyba wszystkie choroby świata i w gospodarstwie pracować nie może. Starsza siostra nie mieszka z nimi. Już zamężna i też bardzo chora. W wieku 14 lat musiał zostać gospodarzem i pożegnać się z dzieciństwem i nauką. A co innego można było zrobić – piękne gospodarstwo, murowany, solidny dom, 16 ha zadbanej ziemi. – Kiedy miał wolny czas – mówi matka Marka – brał kosę i bodaj rowy wykaszał. Dobry, pracowity, uczynny dla sąsiadów. Więc teraz, kiedy to na nich spadło – zostały cztery puste ściany i jeden straszny ból, oczy nie widzą, a serce się rozpada. I trzy zniszczone życia, a może jeszcze i czwarte. Postanowili, że spotkają się na odpuście. Było miło. On nie miał dziewczyny, a ona rozstała się z chłopakiem. A potem poszli na kawę, bo bez kawy nic solidnego zacząć się nie może. Minęło trochę czasu i postanowili rozpocząć seks. Teraz to jest normalna sprawa wśród młodych, jak również, że się dziewczyna przenosi do domu chłopaka, albo odwrotnie, przed ślubem, i nikt się specjalnie nie gorszy. Joanna i jej siostra w domu rodziców nie czuły się dobrze. Ojciec był porywczy i pędził dziewczyny do roboty, a im pachniał szeroki okoliczny świat, koleżanki, towarzystwo i miłość. Ale Joanna nie przeniosła się do rodziców Marka. To byli poważni ludzie starszej daty. A może ją serce przed przenosinami wstrzymywało, któż to teraz wie. Ale mówiła mu, że go kocha, że cieszy się, że go ma i że zostaną razem na zawsze. I teraz ludzie w okolicy jej to pamiętają i wypominają. I nie wiadomo, czy któryś chłopak stąd odważy się z nią ożenić, bo – mówią – ona przynosi nieszczęście, choć jest ładna, miła i niegłupia, i po szkole średniej. – Była to miłość szczęśliwa – mówi matka Marka. To w sobotę i niedzielę ona u nich, to on w jej domu, i na dyskotekach razem, i na odpustach, i na spacerach, i wszędzie. – Pobierzmy się – powiedział Marek, lecz ona odpowiedziała nagle, że w tym roku jeszcze nie, nie czuje się przygotowana do obowiązków małżeńskich. Jakby czekała na coś, co mogłoby się wydarzyć, czego jeszcze w jej życiu nie było. Więc może za rok, na jesieni? – Dobrze, za rok – powiedziała. Ustalili, że ona pojedzie na kilka miesięcy do Holandii, żeby zarobić pieniądze na wesele. On nie może zostawić gospodarstwa, ale weźmie kredyt, kupi 60 prosiaków, wykarmi je, jeszcze lepiej obrobi ziemię i wesele będzie za co zrobić. Nie zaręczyli się oficjalnie, ale w sprawie ślubu wszystko zostało uzgodnione. Gdzieś tak w kwietniu sprawili sobie telefony komórkowe, bo cóż teraz człowiek znaczy bez komórki. Marek wziął już ten kredyt, kupił prosiaki. Wesele ma być jesienią. I nagle widzi, że ona wciąż telefonuje na ten sam numer. Do kogo? – Och, to tylko do kolegi – odpowiada Joanna z uśmiechem. – Nieważne. Marek jest zaproszony na komunię chrześnicy w innej miejscowości, ale nie może jechać, bo po zawodach strażackich przeziębił się i leży w szpitalu. Jedzie więc w jego imieniu, jak być powinno, narzeczona z rodzicami. W drodze powrotnej zajeżdżają do szpitala i ona wita się z nim tak czule, że topnieje mu serce i myśli, wszystko jest OK. Lecz nie jest. Gdy wraca do domu, Joanna jest już daleka i chłodna jak noc grudniowa. On pyta, co się z nią dzieje. Już się zaczyna bać. Ona mówi, że chce zostać na razie sama, tak będzie lepiej. Wtedy on, zawsze spokojny i ważący, co ma zrobić – choć nie, po kielichu jednak jakby agresywny, ale teraz nie wypił ani kropli – zrywa z niej majtki, koszulę i chce ją wziąć na siłę. Już poprzednio starał się wpędzić ją w ciążę, żeby związać z sobą na wieki. Przestał uważać przy seksie, co zawsze dotąd robił, więc odpowiedziała, że nie są to metody i nie będzie ich tolerowała. I teraz, kiedy chce ją wziąć siłą, ona krzyczy, że nie chce. Wchodzi matka. – Niech mama wyjdzie – prosi Marek – to są nasze sprawy. – Nie chcę cię więcej znać! – krzyczy Joanna i że to koniec. Ich miłość wali się w gruzy, rozsypuje na wietrze jak talia kart. Marek wysyłał do Joanny esemesy, błagał, groził. – W środę zrobię wam sądny dzień! – dzwonił do Joanny i jej siostry. Przyszedł do nich w środę wieczorem, gdy leżały już w łóżkach, on, rozsądny, szanowany gospodarz. Miał butelkę z białym płynem i strzykawkę do inseminacji bydła. – W butelce jest trucizna – powiedział – nie chcesz być moja, nie będziesz niczyja. Już wiedział, że ona spotyka się z Piotrem, z tym chłopakiem, do którego wciąż esemesowała. Razem pracowali w tartaku i po jakiejś zabawie wyszli razem. Piotr był wesoły, przystojny, z fantazją. Seks z nim był częsty i do dna. Wyznali sobie miłość na wieki. Marek zaczął nabierać trucizny do strzykawki, a było to w gruncie rzeczy mleko. – Nie wygłupiaj się – powiedziała siostra Joanny. Wzięła ze stołu muchozol w sprayu. – Puszczę ci strumień w oczy tak, że oślepniesz – powiedziała. – Dajcie sobie z Joanną tydzień na przemyślenie, zastanówcie się. Ale nie było nad czym się zastanawiać, chodziło o to, żeby on wyszedł. Po kilku dniach zawiadomił Joannę, że będzie miała na przemyślenie więcej czasu, bo właśnie kolega załatwił mu pracę w Niemczech u bauera. Obojętnie przyjęła tę wiadomość. Wytrzymał u bauera tylko trzy tygodnie. Joanna niechętnie rozmawiała z nim przez telefon. Właściwie z łaski. Rzucił pracę, wrócił do wsi i pojechał do niej do domu. Powiedziała, że jest teraz sama i niech tak już zostanie. Wtedy zadzwonił telefon. Zaraz wrócę, powiedziała i wyszła. Ale wróciła dopiero późnym wieczorem. Czekał na nią cały czas. Urządził awanturę. – Wynoś się – powiedziała – na zawsze. Będę robiła, co mi się podoba. Po kilku dniach Waldek, który pędził krowy z pastwiska, znalazł go leżącego w polu, przy drodze, twarzą przy ziemi. Chyba był chory, bo kto teraz rozpacza po dziewczynie, sto sześć ich na stu chłopaków w Polsce, nie ta, to inna, nie ten seks, to inny, a może i lepszy. Przyjechała po niego matka. – Niech mnie ziemia przykryje – mówił leżąc na polu. – Bo nie mam po co żyć. Tyle lat straconych, tyle na darmo. Nie mógł iść, więc przynieśli go do domu koledzy. Niczego nie jadł ani nie pił, leżał nieruchomo, w odrętwieniu. – Myślałam, że mu serce zerwie się od tego – mówi matka. Ale nie to się serce zerwało, nie to. Wydawało się Markowi, że to wszystko jakiś koszmarny sen. Zaczął pić, ale nie pomagało. Usiłował się powiesić, ale zabrakło mu siły. Czuł się nikomu niepotrzebny. Dowiedział się, że w domu Joanny i jej siostry była awantura i że obie wyprowadziły się do swych chłopców. Joanna do Piotra. Mieszkają razem z ojcem Piotra, bo jego matka niedawno umarła, z siostrą i jeszcze jednym bratem. Zaczął przesyłać im esemesy, że ich zabije, jeżeli Joanna nie wróci, podłoży im bombę i pójdą do ziemi. I cóż z tego? Bomby wybuchają teraz na świecie wszędzie, ale przecież nie na wsi, nie u nas. Błagał i groził. Zaczęła o tym mówić cała okolica, ale nikt nie brał gróźb Marka na serio. Joanna z Piotrem i jego ojciec zawiadomili jednak policję, że on grozi. Nie tyle, że się go bali, lecz było to męczące. Joanna jeździła rowerem do pracy w tartaku, a on ją nachodził, wyskakiwał z krzaków i wciąż prosił i błagał. Koledzy powiedzieli Markowi, że Joanna i Piotr zaręczyli się. Nie przysyłał już esemesów z groźbami. Przyszedł do kolegi Romana, który umiał naprawiać w warsztacie samochody, i poprosił, żeby mu Romek przyspawał ścianki do metalowego dna. Wyciął je z blachy i chciał z nich zrobić skrzynkę. (Jeszcze wcześniej prosił Romana, żeby razem zbili Piotra, ale Roman odmówił. Bić za dziewczynę? Czy ona jedna na świecie?) Więc przyniósł rurę i podkładki. A Roman wszystko porządnie pospawał. Marek miał z sobą włącznik do kierunkowskazów i drut. – Co to jest? – spytał Roman. – Bomba – powiedział Marek. – A na kogo? – Na Piotra. Nasypię do skrzynki prochu z petard, gwoździ i śrub. Podłączę do akumulatora. Widziałem, że tak robią bomby w filmach. Jak myślisz, włączy się? – Myślę, że tak – stwierdził Roman. Minęło kilka dni i Marek powiedział: – Jest gotowa. Roman był pewien, że on żartuje i wygłupia się. Bombę podkłada się w tajemnicy i nie zawiadamia o tym przez komórkę tego, kogo chce się zabić. I nie wyjawia planu nikomu, nawet życzliwemu koledze. Wybuch bomby tu, obok, jest zupełnie niemożliwy, to nie jakiś Irak. Marek włożył bombę do tekturowego pudełka, owinął pudełko sznurkiem i napisał flamastrem „dla Piotra – ostrożnie szkło”. Wypił kilka piw, żeby mieć odwagę zanieść bombę. Położył ją przy wejściu do domu Piotra. Joanna wyszła przed dom dać bułkę psu. – Zobacz, co tu stoi – krzyknęła. Piotr wniósł paczkę do domu i postawił na ławie. Pociągnął za sznurek. Potężny wybuch wyrwał mu serce z piersi. Joannie i małej siostrze Piotra nic wielkiego się nie stało. Marek nigdy nie był w domu Piotra. Nie wiedział, że ma siostrę. Po co miałby chcieć zabić małą dziewczynkę? Piotra także zabić nie chciał, tylko poranić, nastraszyć, żeby dał spokój Joannie. Nigdy dotąd nie robił bomby, nie wiedział, że będzie aż tak silna. Myślał, że Joanna jest w pracy. Jakże mógł chcieć zabić swoją dziewczynę? Teraz w więzieniu też tylko myśli o niej dniami i nocami. I wciąż ma nadzieję, że ona do niego wróci. Nadziei tej jest może tylko jeden jedyny procent, ale właśnie to trzyma go przy życiu.
Oto selekcja komedii romantycznych, melodramatów i filmów obyczajowych, których bohaterki i bohaterowie odnajdują uczucie zmieniające ich życie. W naszym rankingu znalazły się zarówno kultowe obrazy, jak i nieoczywiste propozycje, przedstawiające różne oblicza miłości. Top 10 filmów o miłości, dzięki którym w nią uwierzysz
Lekarz psychiatra i psychoterapeuta, jeden z najpopularniejszych w Polsce ekspertów z zakresu seksuologii. Przyszedł na świat w 1943 roku w Sieradzu. Jest absolwentem Wydziału Lekarskiego Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Ukończył także filozofię na KUL. Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. W latach 1995-1996 był ekspertem MEN, a w latach 1996-1998 liderem programu edukacji seksualnej ONZ. Od prawie dwudziestu lat jest krajowym specjalistą z zakresu seksuologii. Opublikował wiele prac dotyczących seksuologii. Był prowadzącym programy na temat seksu. - Czy pan, jako ekspert od seksu, czuje się seksownie? - Hm, chodzi o to, czy jestem dobrym kochankiem? Powiem tak: bycie seksuologiem z pewnością ułatwia życie intymne. W końcu znamy te różne sztuczki, triki ars amandi i wiemy, jak je wykorzystać. Ale ja nie musiałem ich stosować. Kobiety zawsze do mnie lgnęły, i to wówczas, gdy nie byłem jeszcze seksuologiem. A potem, kiedy już nim zostałem, zdarzało, że ta adoracja stawała się nieznośna. Seksuolodzy, i to niekoniecznie ci atrakcyjni, są często poddawani różnym prowokacjom. Pewnie dlatego, że niektórzy oczekują od nich wprowadzenia w nadzwyczajny świat seksu. - Pacjentki same pchały się panu na kozetkę? - Niektóre chciały tylko umówić się na kawę, inne mniej lub bardziej ostro kokietowały, a jeszcze inne, cóż, dokonywały różnych podchodów, żeby się do mnie zbliżyć. Kiedyś jedna z pacjentek spytała, czy lubię czekoladę. Powiedziałem, że tak, gorzką. Podczas następnej wizyty, zanim zdążyłem przejrzeć wyniki jej badań, ona już leżała na kozetce w stroju Ewy, przykryta jedynie płatkami czekolady. - Sytuacja dość jednoznaczna. Niejeden by się skusił... - Powiedziałem jej, że jako mężczyzna czuję się dowartościowany, a ona pięknie wygląda, ale musimy wrócić do naszej terapii. Pacjentka uśmiechnęła się, ubrała i po sprawie. Tego typu zachowań ze strony kobiet miałem w swojej praktyce wiele. Naprawdę napatrzyłem się i nasłuchałem! - A co na to żona? - Nigdy nie miała problemu z tym, że jestem seksuologiem. Uodporniła się. To trochę tak jak z żoną ginekologa. Czy może być zazdrosna o te dziesiątki kobiet, które co dzień bada jej mąż? To przecież byłoby bez sensu. Poza tym moja żona jest kobietą niezwykle atrakcyjną i to ja mogę być o nią zazdrosny. Jesteśmy razem już ponad 30 lat. To chyba o czymś świadczy. - Jako młody chłopak był pan ministrantem, a tu nagle ten seks. Skąd się wzięło u pana zainteresowanie tym tematem? - Nie mam pojęcia. Tym bardziej że podobno byłem bardzo dobrym ministrantem i księża widzieli mnie w przyszłości w sutannie. W mojej rodzinie nie ma ani pasjonatów seksu, ani erotomanów czy seksualnych dziwaków. Moi rodzice bardzo się kochali i potrafili sobie tę miłość okazywać. Nie mieliśmy tematów tabu, więc może to stąd. - Ale wróżka przepowiedziała panu sławę? - Tak, to prawda. Kiedy miałem sześć lat, wybraliśmy się z rodzicami w miejsce, gdzie zatrzymywały się cygańskie tabory. I tam Cyganka powiedziała rodzicom, że zamieszkam w Warszawie i będę znany. - Od lat przekonuje pan, że seks to zdrowie i można nim się cieszyć w każdym wieku. Tymczasem my wciąż nie potrafimy nawet o tym seksie rozmawiać. Tak przynajmniej wynika z pańskich badań. Jak to więc jest z tym seksem w wieku dojrzałym? - Życie bez miłości i bez seksu to usychanie. Ta chemia, która się wtedy wytwarza, działa na cały organizm. Oczywiście w wieku dojrzałym seks jest inny niż w latach młodości. To mogą być delikatne pieszczoty, trzymanie się za ręce, okazywanie sobie czułości także poza sypialnią. A jeśli jest coś więcej, tym lepiej. - Dziękuję za rozmowę.
Miłość to uczucie, które jest jednym z najsilniejszych i najbardziej znaczących przeżyć w życiu człowieka. Człowiek rodzi się z miłości, dla miłości i do miłości. Jest wiele wyrazów miłości, może ona być skierowana do dziecka, kobiety, ojczyzny, boga. Wydaje mi się, że w życiu są takie chwile, dla których warto żyć. Warto żyć dla kogoś, kogo kochamy. Jednym
W tym roku mija siedem lat, gdy węzłem małżeńskim związali się Antonina Turnau, córka Grzegorza Turnaua, oraz starszy od niej o 39 lat Marek Kondrat. Relacja Tosi z Markiem, kolegą taty, od którego jest zresztą starszy o 17 lat, od początku budziła gorące emocje. Zwłaszcza że szybko przypomniano sobie, co Marek Kondrat opowiadał o małżeństwie. Może przypomnijmy, że Kondrat miał już jedną żonę, Ludgardę Gagajek, z którą doczekał się dwóch synów: dziś 48-letniego Mikołaja i 42-letniego Wojciecha. Druga pani Kondrat ma zaś lat Turnau zdaje się być zadowolona z tego, jak ułożyło się jej życie. W 2018 roku urodziła mężowi córkę Helenę i oddała się życiu rodzinnemu. Zawodowo też radziła sobie nieźle: pomagała Kondratom przy biznesie z winami, chociaż jej 72-letni mąż nie ma prawa narzekać na brak gotówki. Jakby tego było mało, teraz planuje... podbić rynek modowy i właśnie z tej okazji udzieliła pierwszego od lat osobistego część artykułu pod materiałem wideoZobacz także: Wywiad Fabijańskiego: kulisy, konsekwencje i oświadczeniaAntonina wybrała sobie za powiernika Mateusza Szymkowiaka, a rozmowę opublikował magazyn "Fashion Magazine". W końcu żona Marka Kondrata chce być projektantką mody, która "przeinterpretowała kimono"... Szymkowiak zapytał ją jednak o małżeństwo, a Tosia, jak zwykle od lat, zapewniła, że świetnie dogaduje się z mężem, co zawdzięcza bardzo dobrej relacji z jesteśmy szalenie zżyci z tatą. Bardzo dobrze się rozumiemy i świetnie dogadujemy. Mamy z tatą sztamę. Ale z mamą też! - wykorzystała rozmowę do wyjaśnienia kilku kwestii, które przez lata narosły wokół jej pożycia z Kondratem. Zapewniła, że absolutnie nie poznała go w dzieciństwie i że wcale nie mają domów we Francji i Włoszech, a jedynie w Hiszpanii. To tam wyjeżdżają, by odpocząć od dusznego Krakowa, w którym wszyscy ich znają...Rzeczywiście był wśród nich [ludzi niezwykłych - przyp. red.] twój mąż, Marek Kondrat, i wychowywałaś się na jego kolanach? - zagaił to jedna z wielu bzdur, które o nas piszą. (...) Poznałam Marka jako dorosła kobieta. I nie, nie w Kazimierzu Dolnym na festiwalu "Dwa Brzegi". Tu skończmy - ucięła Antonina, która w chwili ślubu z aktorem miała 27 lat. (...) Nie to, żebym czytała wszystko na nasz temat, ale naprawdę większość to nieprawda. Nie, nie mamy winnicy. (...) Mamy dom w Hiszpanii, więc gdy tylko pojawia się ochota na wyjazd, jedziemy właśnie tam, trochę "pomieszkać". Ostatnio pokochaliśmy też Beskid. Jest tam taka chatka, w której nie ma zasięgu: ani telefonu, ani internetu, o telewizji nie wspominając. Nigdzie tak wspaniale nie wypoczywam. Totalny wciąż jest pod wrażeniem 73-letniego męża, który uwodzi otoczenie opowieściami o winie. Nie ukrywa, że to dzięki niemu stała się taką smakoszką tego szlachetnego trunku:Nie sposób nie zakochać się w winie, słuchając, jak opowiada o nim mój mąż! To fascynujący świat i jestem szczęśliwa, że często mogę Markowi towarzyszyć w podróżach i podczas degustacji. Nawet jeśli niektóre historie słyszę nie po raz pierwszy, zawsze mnie uwodzą - zapewnia rozmowie nie zabrakło też pytania, jak córka Grzegorza Turnaua żyje z partnerem starszym o 17 lat od ojca. Tosia skromnie stwierdziła, że ona tej różnicy wieku nie widzi, wszak na świecie są gorsze różnice w związkach, zwłaszcza te do mnie kiedyś dziewczyna, że jest w podobnej sytuacji życiowej, że wybrała partnera i też chodzi o dużą różnicę wieku. Jej wyboru nie akceptowała rodzina, była w rozterce, nie wiedziała, co zrobić. Kompletnie nie potrafiłam się do tego odnieść z własnej perspektywy. Nie mam poczucia, żebym dokonała w życiu jakichś trudnych wyborów, nie mam poczucia, żebym coś poświęciła. Mam wokół kochających, wspierających ludzi. A w swoich, być może dla niektórych odważnych, wyborach zawsze czułam pełną akceptację najbliższych - opowiada dumna. (...) Myślę, że są groźniejsze różnice, na przykład światopoglądowe. Każda relacja wiąże się z ryzykiem, w każdym związku jest potencjał konfliktu, komplikacji, o każdy trzeba dbać. Ale to gra warta laurka?Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze to zdziwko. Do tej pory kojarze ja ze stylem ciotki-klotki, a tu marka świecie jest już tyle ubrań,że nie potrzeba nam nowych !!!!! Katastrofa klimatyczna puka do drzwi a ra się bierze za tworzenie kolejnych szmat. Ma małe dziecko i doprawny nie rozumie do czego to prowadzi? Pomijam reklamę przez pryzmat sprzedaży prywatności...nie lubię takich sesji modelek, gdzie one wyglądają i specjalnie się układają tak, że wydają się być lekko upośledzone, co to za styl...No powiem Wam, że z wieloma rzeczami Ona mnie się kojarzy, ale z MODĄ?!!! 😳🤣😳za nic w świecie Antonina Turnau nie kojarzy mnie się z modą🤣🤣🤣🙈🙈🙈Booooring. A tak poza tym ciuchy słabe. Nie wiem na jaką okazję. Ta marynarka jak po dziadku to już w ogóle. I te wydumane zdjęcia 🫣Najnowsze komentarze (221)Co pudel, boisz sie likusow? Nowy dzień.....nowa porcja jadu i najgorszego jak bez tego żyć?!Raz miałam seks z takim starszym i muszę powiedzieć że już nigdy pozniej nie mialam takiego orgazmu. A minęło 20 oryg...7 dni temuDziadrk wyrwal wnuczkedla mnie to niesmaczne i pisze to jako emerytka. nie widze sie u boku 40 lat mlodszego mezczyzny, wysportowanego jak piotr stramowski na łonie natury hmmmTe biale buty- nieeeeeeeee🫣Z jej spojrzeń wynika ze jest nieszczęśliwa chciałaby się przytulić na pewno do młodego fotomodela i ciągać za rękę seksownego młodego południowca z temperamentem tygrysa a tu tylko widok dziadziusia na co dzienLubię ich. Dużo szczęśćia i miłości! Dla wszystkich!!!!o matko jaka tragedia i kolejne bezguście xDPudel dlaczego usuwasz komentarze? Pandemia, wojna, inflacja, katastrofa klimatyczna, a ta będzie się modą zajmować🤦‍♀️ A wyglądała na mądrzejsząCo Wy za brednie piszecie o pierwszej zonie Miała na imię Ilona ,a nie Ludgarda !!!!!Kocham Marka Konrada za wszystkie rolę , które zagrał. Jeśli oni się kochają to nam wara od jego wieku i od ich im szczęścia. avMpqD.
  • m3dofi53bx.pages.dev/286
  • m3dofi53bx.pages.dev/204
  • m3dofi53bx.pages.dev/226
  • m3dofi53bx.pages.dev/20
  • m3dofi53bx.pages.dev/78
  • m3dofi53bx.pages.dev/293
  • m3dofi53bx.pages.dev/386
  • m3dofi53bx.pages.dev/349
  • m3dofi53bx.pages.dev/82
  • do czego prowadzi życie bez miłości